Portal Muzyczny ONLY1CLUB - Luis & Marchewa Witamy!! Odwiedziło mnie: Portal Muzyczny ONLY1CLUB - Luis & Marchewa Witamy!!


 
Wortal Muzyczny ONLY1CLUB  marchewa & luis WITAMY !!!! 

Relacje z Imprez
Strona Główna > Relacje z Imprez
RMI Trance X-plosion (11.02.2006)


Koniunktura udanych imprez w Arenie w ostatnim czasie była dość zachwiana. Mnie na szczęście nie było to dane oglądać, a tym bardziej słuchać. Dlatego pewnym krokiem wkroczyłam na główny parkiet, gdzie swój występ właśnie kończył Mr.Sam. Pierwsze co rzuciło się w oczy, to jak dla mnie dość niecodzienny ubiór tzw. "pod krawatem". Całkiem oryginalne. Mr.Sam ujawnił się na scenie Trance dość niedawno, jednak widać, że zaaklimatyzował się na niej bardzo dobrze i grał bardzo energetycznie, a jego występ nie miał nic wspólnego z krawatem i wykrochmalonym kołnierzykiem.

Po Mr.Sam'ie wystąpił duet, który jak dla mnie wyglądał bardzo niewinnie - takie tam chłopaki z RFN-u. Ale to co wyprawiał ten duet na scenie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Organizatorzy muszą pomyśleć o mocniejszych zabezpieczeniach na scenie podczas występu Kyau & Albert'a, bo o nich właśnie mowa. Scena po prostu drżała pod naporem skoków, wywijasów i przejść z pół szpagatu przed konsolą. Muzycznie również wypadli super. Wprawili publiczność w bardzo pozytywny nastrój. Oczywiście po zejściu ze sceny przeistoczyli się ponownie w skromnych artystów z Niemiec.




A teraz coś o naszej gwieździe eksportowej - The Best Polish DJ według magazynu Life, której występ był następny - Angelo Mike. Zanim zaczął swój występ z gardeł uczestników imprezy wydobyło się coś, co do złudzenia przypominało "Sto lat!". Muszę powiedzieć, że bardzo miły gest ze strony imprezowiczów, którzy pamiętali o urodzinach Jarka. Angelo zaprezentował się dla mnie o wiele lepiej niż podczas występu na Tiesto we wrocławskiej Hali Ludowej. Grał bardziej zdecydowanie i konkretnie, emanował sporą ilością wewnętrznej energii. Nie pamiętam czy to podczas jego występu, ale prawdopodobnie tak - zgromadzeni stali się najprawdziwszymi świadkami oświadczyn jakiegoś zakłopotanego Romea dla swojej Julii (można też przyjąć wersję Don Kichota i Dulcynei). Wybranka serca powiedziała "tak" i można było wrócić do imprezy.

Kolejni byli Agnelli & Nelson prosto z Irlandii. Zaczęli świetnie, później troszeczkę przystopowali. Zagrali kilka swoich kawałków m.in. "Holding onto nothing". Na końcu powrócili do bardzo melodyjnych i mocniejszych kawałków. Bardzo lubię oglądać występy DJ'ów, którzy sami dobrze się bawią i zarażają energią słuchaczy. Agnelli & Nelson zdecydowanie zaliczają się do takiej grupy. Punktem kulminacyjnym było rozsypanie konfetti oraz balonów w kształcie serc tuż nad głowami imprezowiczów.



Po Agnelli & Nelsonie nadszedł czas na chyba jeden z najbardziej oczekiwanych występów w Arenie - Blank & Jones. Jak dla mnie wiele szumu o nic, jednak należy przyznać, że Blank & Jones są ikoną muzyki Trance, wypracowali własną markę i własny styl, który trafił w gust wielu słuchaczy. Ich set był bardzo długi, znalazły się w nim takie kawałki jak "DJ Culture", czy choćby nowy "Revealed". Ogólnie mogę przyznać, że mieli dobry występ - na to co się po nich spodziewałam wypadli ponad przeciętną. Widać jednak było, że w Arenie zgromadziła się rzesza ich fanów i ludzie bawili się bardzo dobrze.

A teraz pierwszy minus tej imprezy, to pomysł wyświetlenie filmu z Tiesto - powiedzmy, że delikatnie jak dla mnie okazał się nie trafiony. Ogólnie nie przepadam za takimi formami uwieczniania i przypominania o poprzednich imprezach. Nie są one dla mnie żadną rozrywką, a jedynie stratą czasu. Impreza z Tiesto była rewelacyjna nie ma co ukrywać, ale nie musze sobie o tym przypominać będąc na zupełnie innym evencie. Zbojkotowałam osobiście film i wyszłam po przechadzać się po Arenie.

Kiedy popisy kinematograficzne się zakończyły wystąpił tak myślę jeden z ulubieńców słuchaczy muzyki electro - Rank 1. Dla mnie grał świetnie, postanowił powrócić do zdecydowanie mocniejszych uderzeń. Zdecydowanie ocucił wszystkich z typowo tranowych rytmów. Myślę, że miedzy innymi dlatego jest tak lubiany przez polską publiczność.
Ostatnim z zagranicznej sceny muzycznej był Ronski Speed. Zagrał fantastycznie, warto było poczekać na jego występ. W swój występ włożył wiele energii zarówno muzycznie jak i fizycznie. Ronski jest również wschodząca gwiazda sceny Trance i myślę, że będziemy mogli jeszcze usłyszeć wiele dobrych produkcji w jego wykonaniu. Przynajmniej mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Ostatnie godziny imprezy należały do Petera Paina - uważam, że jest to jedna z ciekawszych postaci polskiej sceny muzycznej. Posiada swój styl grania, który co prawda nie należy do najlżejszych, jednak bardzo dobrze się prezentuje, jeśli chodzi o takiego typu imprezy.



W początkowych godzinach imprezy każdy kto był zmęczony natłokiem ludzi na głównej Sali mógł przenieść się na mniejsza sale House, w której prezentowali się DJ'e z popularnej poznańskiej rozgłośni radiowej RMI FM. Scena ulokowana była w holu Areny, jednak jak podejrzewam z przyczyn technicznych została ona dość szybko usunięta, pomimo tego, że cieszyła się sporym zainteresowaniem. Jak zawsze, wystąpił problem szatni oraz toalet, nie będę się jednak rozwodzić w tej kwestii, bo temat jest znany i nadal nie ma pomysłu na to jak go rozwiązać.

Niestety niektórych uczestników imprezy nie dokońca się dobrze bawiło. Sama byłam świadkiem reanimacji jednego krążko-łykacza - ludzie są nadal nie poważni doprowadzając się do takiego stanu. Służby sanitarne na szczęście szybko pomogły temu nieszczęśnikowi. Powracając do przyjemniejszych rzeczy jak obiecali organizatorzy Carnival miał być eksplozją iluminacji laserów i świateł. Myślę, że spełnili tą obietnicę - efekty wizualne były bardzo dobre. Oprócz wyżej wspomnianych atrakcji jak deszcz konfetti i balonów, można było również oglądać popisy tancerzy początkowo tych bardziej rozebranych, a później specjalnie ucharakteryzowanych niczym z dworu Ludwika XIV oraz zastęp aniołów na szczudłach i połykaczy ognia prosto z piekielnych czeluści. Oprawa wizualna dzięki temu wyszła na prawdę karnawałowo i oryginalnie.

Nowością były specjalne diodowe wyświetlacze, które na polskich eventach dotąd nie były spotykane. Dawały one imponujące wrażenie. Również nagłośnienie nie pozostawało dłużne wobec oświetlenia i uderzało ostro do ucha. Widać, że Agencja Sense Music nie rzuca słów na wiatr i wyznacza nowy poziom organizacji imprez masowych. Po takim wydarzeniu jak Tiesto obawiałam się, że Carnival of Love nie posiadając gwiazdy tak dużego formatu może nie być aż tak udana. Myślę, że swój sceptyzm powinnam schować głęboko do kieszenie, jeśli będę chodzić na imprezy organizowane przez tą agencję muzyczną. To było na prawdę coś! Rewelacyjny klimat, doskonała muzyka jednym słowem fantastycznie.

Napisała Justyna Przywecka (TopDJ.pl).

TIëSTO EASTERN EUROPEAN TOUR (19.11.2005)
Godzina przeznaczenia wybiła o 16:55 - nadjechał nasz "Tiesto train". No cóż idea specjalnego pociągu do Wrocławia umarła szybciej niż powstała, ale to żadna nowość jeśli chodzi o jakiekolwiek uzgodnienia z naszym wspaniałym PKP. Byłam przygotowana na pierwsza walkę o przedział, ale okazała się, że większość uczestników prawdopodobnie udała się już wcześniej. Na miejscu mogłam podziwiać doskonale zakonserwowany antyk socjalizmu, jakim jest Hala Ludowa, która atrakcyjnością architektoniczną ustępuję wyłącznie poznańskiej Arenie i katowickiemu Spodkowi.

Pomimo tego stwierdzam, że wybór wrocławskiej hali był bardzo dobrym pomysłem i w pełni spełnił rolę Temple of Tiesto - wnętrze okazało się znacznie przyjaźniejsze i bardziej przestronne. Po wejściu zaczęły się już "schody". Stałym problemem tak dużych imprez na którego nadal nie ma złotego środka jest tak zwana "walka o wieszak". Osoby nie wprawione i nie zaznajomione z tego typu wyczynami odpadały już na początku, co kończyło się tym, że przez resztę imprezy koczowały ze swoim ekwipunkiem. Ja sama zastosowałam metodę rzut na tłum - brutalne choć skuteczne. Zaraz po wejściu od razu usłyszałam rytmy, które nie mogły być tworem nikogo innego jak DJ Thorna. Dla mnie jak zawsze rewelacja. Jestem jego oddaną zwolenniczką i składam prawdziwy szacuneczek dla tego co robi.



Kolejną gwiazda był Michael Burian, jego występ na żywo słyszałam pierwszy raz i wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie, grał bardzo rytmicznie. Do standardowych kawałków wkomponowywał mocniejsze uderzenia, co nadawało nowego poweru tym produkcjom. Następną gwiazda tego wieczoru, która miała uświetnić Tiësto Eastern European Tour był Angelo Mike - jak to określił pan z głośnika "The best polish DJ!". Powiem szczerze, że co do jego występu mam mieszane uczucia. Cały występ nie był dla mnie wyjątkowy - taki powiedzmy poprawny muzycznie. Angelo, nie mam co kwestionować jest świetnym DJ'em ponieważ słuchałam jego występu wielokrotnie, ale tego wieczoru bum'u nie było.

Niespodzianką wieczoru dla mnie jeszcze przed samym Tiësto był muzyczny popis Le Blanca. Zaczął od jakże znanego kawałka "The Drill" czym już mocno wdał się w moje łaski. Później było jeszcze lepiej, przy jego secie bawiłam się naprawdę rewelacyjnie, bardzo dobrze dobrany repertuar muzyczny, co odzwierciedliła sama publiczność. Świetnym dodatkiem były popisy capoery, połykaczy ognia i "podwieszanej" tancerki, która zwalczyła prawa fizyki - tam w górze. Trudno powiedzieć jak ona to robiła, ale dawało to niesamowite wrażenie. Jednym słowem dziękuję organizatorom, że uchronili moje oczy od tych falisto-pośladkowych tancerek jak to robili zazwyczaj i zatrudnili prawdziwych profesjonalistów. To na co również zwróciłam uwagę jeśli chodzi o oprawę imprezy, dla niektórych być może banalne, ale będąc po wcześniejszych doświadczeniach myślę, że warto odnotować fakt bardzo dobrze zaopatrzonej gastronomii i co mogło być niespodzianka darmowe toalety, które co prawda później i tak były koedukacyjne, ale standard był nieporównywalny.

Teraz nareszcie warto by było przejść do głównej gwiazdy wieczoru (dla naprawdę nie wtajemniczonych) - Tiësto! Powiedzmy sobie szczerze - nie jestem zagorzała fanką Tiësto, chociaż cenie jego twórczość. Spory wpływ na ocenę jego osoby przeze mnie miały skandale po których Tiësto uzyskał status aroganckiej gwiazdeczki, dlatego też byłam bardzo ciekawa, jak zachowa się w Polsce. Na szczęście mogę napisać, że byłam bardzo miło zaskoczona. Wyskoczył na scenę jak burza, przy towarzyszącym wybuchu fajerwerk. Nastąpił szał ciał. Przy takim DJ'u jak Tiësto w sumie już nie ważne jest co gra czy "Wlazł kotek na płotek" czy "Traffic" - parkiet opanowuje ekstaza. I tym razem nie było inaczej, wiele osób dotarło dopiero na godzinę pierwszą w nocy, aby tego wieczoru wysłuchać wyłącznie występu Tiësto, bądź go zobaczyć.



Dla mnie ta cała wrzawa pomimo tego, że była bardzo efektowna, trochę mnie zmęczyła, więc pierwszą godzinę jego występu zwiedziłam pozostałe dwie sceny. Pierwsze co mnie uderzyło oprócz znikomej ilości bawiących się osób to okropny ziąb jaki panował w tym pomieszczeniu. Druga sala została przemieniona w plażę z palemkami i obfitą ilością piasku. Po godzinie stwierdziłam, że nie ma co jednak odstawiać "popeliny", bo jak by tak dalej poszło nie miałabym co pisać w relacji. Po wejściu po raz kolejny zaatakowała mnie iluminacja świateł i obrazów z telebimów nad konsolą. Bardzo pomysłowe rozwiązanie jeśli chodzi o rozstawienie i zastosowanie efektów świetlnych - kolejny plus wpisujący się na konto imprezy. Na Sali powstało karaoke show - z co chwile krzyczącym tłumem "Just be", a później "Love come again". Przejściowa fala rąk przy zwalniającym rytmie, a później znowu szaleństwo i tak przez okrągłe 3 godziny całego występu Tiësto. Niezapomniany widok - takie momenty naprawdę robią bardzo duże wrażenie. Imprezowicze sami z siebie stworzyli rewelacyjny klimat imprezy.

Oczywiście skandujący tłum wołając "Tiësto" wyprosił bis. Po raz kolejny szybkim skokiem na scenę od razu zabrał się za rozgrzewanie głośników. Poleciał po raz kolejny Traffic i kilka innych kawałków z jego obszernego dorobku. Jego występ ogólnie charakteryzował się wykorzystaniem dobrze znanych klasyków w większości własnych, ale ja wychodzę z założenia, że lepiej grać sprawdzone rzeczy, a elementy wirtuozerii zostawić tylko jako pewien element urozmaicenia całego set. Dla mnie tak postąpił Tiësto. Nie wiem czy mogę gratulować, ale myślę, że publiczność była bardzo usatysfakcjonowana z jego występu i ja również. Tak jak można było się tego spodziewać, tak jak ludzie szybko przybyli na samego Tiësto, tak samo szybko i tłumnie zaczęli opuszczać Hale. Brak sił i zbliżająca się godzina wyjazdu z Wrocławia była podobnym czynnikiem, który nie pozwolił mi do końca wysłuchać Lucci. Jednak z tego co zdążyłam wysłuchać, coraz bardziej jestem przeświadczona, że kobiety DJ'ki zdecydowanie bardziej lubują się w bardzo mocnych i ciężkich rytmach trance. Zawsze jest to jakiś sposób na to, aby nie zginać w tym zawodzie przesiąkniętym mężczyznami.

Obecnie żyje już wspomnieniami po tym szalonym wypadzie, ale wiem, że była to najlepsza na świecie rekompensata dla mnie z racji tego, że nie zaliczyłam żadnego z letnich eventów, które tak licznie były organizowane podczas tych wakacji. Nawet jeśli sporo sama nie tańczyłam, co zdarza mi się dość rzadko, to jednak miałam okazję posłuchać naprawdę kawał dobrej muzyki, co w zupełność mi wystarczyło. Jak zawsze nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować organizatorom. Do zobaczenia na kolejnym takim evencie.

Napisała Justyna Przywecka (TopDJ.pl).



COPYRIGHT BY WWW.ONLY1CLUB.PRV.PL ALL RIGHTS RESERVED.
Portal Muzyczny ONLY1CLUB - Luis & Marchewa Witamy!!